Friday 17 September 2010

NEW PNEUMA SOON

Pneuma - "Apathy"

Gdansk Pneuma band recorded another album in her career. The new album will be titled "Apathy." In our website we present new track on the album.

Pneuma Gdansk was founded in 1997. This is probably the best at this time metal band on our home stage with Christian roots. Pneumy Music is a kind of thrash metal, though it was hard to fit it in that one drawer. Musicians do not avoid the need to adapt, to their species of heavy elements.

Dantzig over the past 10 years has repeatedly extorted from the audience tenth sweats in various Polish cities. The band played such on the main stage festival Thorn Song of Songs. Pneuma objeździła several times throughout our country, organized in the framework of its routes. The musicians have also account for the registration of several images of their works. The team, numerous concerts, which always gave his all, and so wzniecał fire on stage, and below it, has won recognition not only among Christians but also on the traditional metal scene.
After three years of silence to release the album "One" (2007) came at the end of serving time for a new power.
www.myspace.com/pneuma1
www.bosko.pl

Saturday 21 August 2010

Reviewed by Peter John Willoughby

Illuminandi - In Via

Illuminandi is a seven-piece gothic folk metal band from Poland. This musical style incorporates heavy metal guitar riffs alongside cello and violin melodies. It also contains elements of extreme metal, classical music, European folk music and progressive rock. They released a compilation of demos and live tracks as ‘The Beginning’ (2005) and ‘Illumina Tenebras Meas’ (2007).

Their current album title ‘In Via’ (2010) is taken from a Latin phrase that means “on the way”. The line-up is Antonina Witkowska (cello), Krzysztof Kawa (violin), Paweł “Troy” Treutler (growls), Aleksander Kozioł (guitar), Papirus (drums), Aleksander Kraszkiewicz (bass) and Jan Trębacz (guitar & vocals). The album also features guest performances from Paweł Iwaszkiewicz (recorders & shawm), Robert Jaworski (hurdy gurdy) and two former Illuminandi vocalists.

The album is mainly in Polish with four English songs sprinkled in with them. It opens with a spoken intro “For a long time I have kept silent/I have been quiet and held myself back/But now I cry out” with intricate guitar and violin. Then there are thudding metal riffs and cello in ‘The Promise’, which contains verses from Isaiah.

‘Reborn’ has a driving rhythm with hints of hardcore, clean choral vocals and harsh growls. A classical orchestral style can be found in ‘Illumna Tenebras Meas’ and folk in ‘W Drodze’, although both still contain metal riffing.

If you are willing, this will take you on an interesting musical journey. It is atmospheric and intricate, whilst maintaining its metal integrity.

Rating: 8/10

Reviewed by Peter John Willoughby

1. Intro
2. The Promise
3. Poczekalnia
4. Cela
5. Wejdź
6. Interludium
7. Reborn
8. Illumina Tenebras Meas
9. W drodze
10. … i o tym drugim…
11. a Blessing

http://www.myspace.com/illuminandi

http://www.illuminandi.kdm.pl/

Friday 30 July 2010

Selah at Hardrock Halleluja

MALCHUS

WYWIADY
# A B C D E F G H I J K L M N P Q R S T U V W Z
MALCHUS
Wywiad z Radosławem "Radi" Sołkiem

lipiec 2010

Metal w wykonaniu MALCHUS jest bardzo natchniony tak zwanym Duchem Świętym i owo natchnienie jest bardzo głęboko wyrażane. Jednak ich muzyka przywodzi raczej na myśl chrześcijańską krucjatę Templariuszy niż pokojowe modły kleryków... MALCHUS to bardzo ciekawe połączenie ciężkości, potęgi i melodyki Doom/Death Metalu z zawiłością i różnorodnością Progressive Metalu... Jak radzi sobie kapela wykonująca Chrześcijański Metal na terenie ogólnie zarezerwowanym dla przeciwników tejże religii dowiecie się z poniższej rozmowy...

Czy nazwa MALCHUS pochodzi od imienia bohatera Biblii, z Ewangelii Św. Jana? Dlaczego akurat wybraliście taką nazwę?

Tak, jest to imię sługi arcykapłana, który brał udział w pojmaniu Jezusa w Getsemani. Wybrałem to imię na nazwę zespołu ponieważ utożsamiam się z tą postacią. Człowiek, który po przez cierpienie, następnie uzdrowienie ciała i ducha przez Jezusa odmienia swoje życie. Nie przewidywał, że taki nagły zwrot wydarzeń może mieć miejsce w jego życiu. W dzisiejszym świecie mamy wielu ludzi podobnych do Malchusa, którzy dotknięci nieszczęściem zwracają się do Boga o uzdrowienie bądź pocieszenie. Bóg zezwala na zło, aby skruszony człowiek mógł odnaleźć drogę do Niego oraz postawić na pierwszym miejscu wartości duchowe.

Czy trudno jest być chrześcijańską metalową kapelą - zwłaszcza, że muzyka metalowa „z natury” stroni od chrześcijaństwa?

Jeżeli kapela nastawiona jest na granie wielkich tras, zarabianie masy pieniędzy i istnienia w mediach to owszem jest trudno. Nigdy nie było to moim najważniejszym celem. Chociaż dzisiaj patrząc z perspektywy czasu czuje że i tak osiągnęliśmy więcej niż zakładałem na początku naszej działalności. Wydana płyta, sporo koncertów, coraz lepszy sprzęt i co najważniejsze poznanie wielu wartościowych ludzi z różnych zakątków polski.

Wiadomo, że na świecie jest wiele rockowo-metalowych kapel chrześcijańskich. Czy jakoś trzymacie się razem? Tworzycie jakieś ugrupowania?

Staram się nawiązywać kontakty z takimi zespołami oraz utrzymywać je.

A prywatnie należycie do jakichś stowarzyszeń religijnych, np. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży?

Przez parę lat należałem do Ruchu Światło Życie. Obecnie nikt z nas nie należy do żadnych Stowarzyszeń. W jakimś stopniu sami tworzymy wspólnotę.

Wasza biografia podaje, że walczycie już ponad 6 lat... Z kim walczycie i o co?

Walczymy ze swoimi słabościami, przeciwnościami, aby być dobrym zgranym zespołem, nie tylko w sferze muzycznej ale również organizacyjnej.

W obecnych czasach Kościół Katolicki musiał zmienić nieco poglądy na muzykę rockową/metalową, czego dowodem jest współpraca z różnymi zespołami i muzykami. Czy w jakiś sposób Kościół wam pomaga – jako muzykom, zespołowi?

Zależy w jakim sensie postrzegamy Kościół Katolicki. Jako ludzi czy instytucje? Jeśli chodzi o duchownych to księża prezentują różne postawy wobec takiej formy sztuki. Starsze pokolenia nie rozumieją, młodzi często wspierają m.in. dzięki małej pomocy finansowej dwóch duchownych mogliśmy nagrać ostatnią płytkę.

Muzyka MALCHUS to solidny, ciężki, klimatyczny i pełen patosu Melodyjny Death/Doom Metal z potężnym growlingiem. Jakie kapele inspirowały was przy tworzeniu aranżacji?
Wasze aranżacje są bardzo rozbudowane tematycznie. Jak wygląda proces twórczy kompozycji?


Za konstrukcje utworu odpowiedzialny jestem ja. Moim ulubionym zespołem jest Opeth, dzięki niemu w naszej muzyce pojawia się wiele wstawek, przerywników akustycznych. Tylko tyle mogę powiedzieć o świadomej inspiracji kapelami, gdyż słucham różnej muzyki przez co ciężko stwierdzić co mogło mieć na mnie wpływ przy komponowaniu danego utworu.
Przy realizowaniu pomysłu układam również automat perkusyjny na tle którego rejestruję gitary. Następnie zostaje dorobiona linia basu, wokale.
Kiedy nagram u siebie szkic numeru posyłam go do Dudka, naszego klawiszowca. On dogrywa swoje partie, wrzuca swoje pomysły, które często zmieniają diametralnie charakter utworu. Po przetrawieniu akceptuje bądź odrzucam jego wizję. Dotychczas w 90% jego pomysły były dla mnie strzałem w dziesiątkę i chyba nigdy nie mieliśmy problemów z dogadaniem się. Bez wątpienia jego ulubionym zespołem jest Dream Theater. Osobiście nie lubię tej kapeli, jednak uważam, że wariacje naszego klawiszowca tworzą niezwykły klimat i wpadają w ucho. Po osłuchaniu się utworu demo, bierzemy go na warsztat do sali prób, gdzie spontanicznie wychodzą jeszcze inne pomysły oraz dokonujemy wielu zabiegów kosmetycznych.


Ale mimo chrześcijańskiego przesłania wasza muzyka jest bardzo mroczna...

Śpiewając o nocnym wydarzeniu w Getsemani czy o innych historiach, które nie są za wesołe, ciężko komponować wesołą muzykę. Przed rozpoczęciem pracy z instrumentem, myślę o tym o czym będzie piosenka. Poddaje się wtedy emocjom i działaniu Ducha Św. W większości naszych kawałków pod koniec każdego usłyszysz melodie, jak ja to nazywam „dającą nadzieje”. Nie chcę aby nasza muzyka była dołująca, ale aby dawała pozytywnego kopa do życia.

Jakim cudem, młoda debiutująca kapela znalazła się pod skrzydłami australijskiej wytwórni Soundmass?

Myślę, że całkiem normalnym :D. Cała nasza działalność obfituje w niezwykłe „przypadki”. Nie wierzę w nie. Jest to jakiś zamysł Boży. W odpowiednim momencie, po nagraniu płyty, znaleźli nas i napisali maila. Bez wahania zgodziłem się na to wydawnictwo pomimo słabych warunków umowy. Cieszymy się z tego co mamy i że płyta w ogóle się ukazała.

Od Soundmass dostałem do recenzji GRAVE FORSAKEN i DEAD MOONS GREY. Czy to również są chrześcijańskie bandy?

Tak są to również chrześcijańskie kapele.

Jakie jest zapotrzebowanie na waszą muzykę (wśród metalowców, którzy niekoniecznie są zdeklarowanymi katolikami)?

Wydaje mi się że duże, chyba każdy chce słuchać zespołów wykonujących muzykę z wyrazistym przekazem. Ludzie z natury poszukują prawdy, chcą znać prawdę, chcą być prawdziwi, utożsamiać się z tym co kochają w tym przypadku z muzyką metalową. Nikt nie będzie się utożsamiał z tekstami o nienawiści, zabijaniu bądź przekazie, który nie niesie ze sobą żadnych wartości. Dużo kapel śpiewa o takich rzeczach, czyli nie jest to szczere bo kto chciałby doświadczać nienawiści, zła czy być ofiarą szatana, demona, który co jak co jest uosobieniem zła w każdej z kultur. O dziwo wartości chrześcijańskie są uniwersalne dla każdego człowieka, gdyż każdy potrzebuje być kochanym, docenianym itd. Wiele zespołów „satanistycznych” mówi, że to co robi jest jedynie sztuką z którą się nie utożsamiają. W naszym przypadku jest inaczej. Śpiewamy o tym co jest dla nas najważniejsze i czego doświadczamy w naszym życiu - wiara nadzieja miłość.

A jak jest na koncertach? Przed jaką publicznością gracie?

Mieliśmy już możliwość zagrać wiele koncertów. Z założenia gramy dla wszystkich. Są miejsca, gdzie ludzie nas zupełnie nie znają i często stykają się pierwszy raz z chrześcijańskim metalem. Graliśmy również dla osób które przychodząc na koncert wiedzieli czego można się po nas spodziewać.

Spotykacie się czasami z jakąś nietolerancją wśród publiczności? Nie mam tutaj na myśli księży (pracujących z młodzieżą) a raczej ortodoksyjnych metalowców.

Póki co nie zostaliśmy jeszcze niczym obrzuceni. Wydaje mi się że metalowcy są dość otwarci i jeśli nawet nie rozumieją czy nie podoba im się taka sztuka to po prostu przechodzą obojętnie obok tego. Owszem zdarzają się komentarze na forach, stronach internetowych typu „chuj w dupę katolom” czy zza granicy „fucking Christian” ale taka nie konstruktywna krytyka jeśli to można nazwać krytyką świadczy o kulturze osobistej takiej osoby. Swoją drogą nikt nie chce się podpisać pod takim komentarzem i oczywiście najlepiej jest pluć, szydzić z osób które wiadomo, że nie oddadzą, świadczy to też o słabości takich „agresorów”.

Ale koncert w Aulii Domu Parafialnego to szok dla mnie, hahaha... Czy spodziewacie się, że przyjdą tam zbuntowani przeciwko religii metalowcy? Chyba to miejsce przyciągnie raczej innych słuchaczy, niekoniecznie metalowców...

Hehe. Graliśmy już w Polkowicach w tym miejscu. Mam nadzieje, że jeszcze nie raz będziemy mogli dać sztukę dla tych wspaniałych ludzi. Miejsce nie najlepsze do grania koncertów i sprzęt pozostawia wiele do życzenia, ale atmosfera którą stwarzają Ci ludzie jest „rodzinna”. Gdy jedziemy do Polkowic to prawie jak do bliskiej rodziny. Osoby, które przybyły na koncert była to młodzież z różnych środowisk, również długowłosi z bluzami slipknota czy behemotha.

Przed wami koncert z Duńskimi kapelami – SELAH i SOLACE THE DAY... Chyba będzie to chrześcijańska wieczerza...

O wieczerzy nic mi nie wiadomo, ale kto wie może coś się zorganizuje po koncercie… pizza? :D Jeśli nawet się uda to na pewno spożywanie posiłku nie będzie miało charakteru religijnego, no może jeżeli ktoś będzie miał ochotę to pomodli się przed :D …
Co do koncertu to faktycznie jest to po części koncert ewangelizacyjny, pomysłodawcą jest Grzegorz Sokołowski, który zaprosił Duńczyków, będących w trasie by zagrali w Polsce.


Czy staracie się dobierać sobie miejsca i kapele do koncertów? Mam na myśli to czy raczej wolicie grać z chrześcijańskimi kapelami i tam gdzie publiczność przyjmie was pozytywnie?

Gramy, gdzie nas zaproszą, w takich warunkach jakie będą dostępne i dla takich ludzi jacy przyjdą. Co do kapel jest nam obojętne z kim dzielimy scenę. Nawet jeśli będą to zespoły z przesłaniem anty-religijnym jesteśmy w stanie z nimi zagrać, gdyż każdy coś sobą reprezentuje i trzeba być otwartym, zresztą jest napisane „oto posyłam was jak owce między wilki” :D
Co do przyjmowania zespołu. Owszem najlepiej zespół się czuje kiedy publiczność bawi się razem z nami lecz jeśli dla kogoś bardziej owocne ma być stanie i słuchanie to też jest Oki.


W takim razie na jakie warunki przystalibyście by zagrać koncert gdzieś w Polsce?

Na takie jakie nam może zaoferować organizator. Owszem sami dokładać nie możemy, gdyż nie jesteśmy milionerami. Zazwyczaj patrzę kto organizuje koncert i wiem ile mogę wymagać. Ale zazwyczaj koszt przejazdu plus jakieś honorarium, które i tak często jest przeznaczane na jakiś obiadek w trakcie podróży.

Jaki jest obecny skład zespołu? Chyba ostatnio coś się pozmieniało?


Ja, Dudek, Kumar, Mały, Pablo. Od początku istnienia zespołu mieliśmy problemy ze składem. Największym kłopotem personalnym było znalezienie dobrego gitarzysty, który przy okazji byłby dobrym kolegą. Jak już wcześniej wspomniałem nie wierzę w przypadki i doświadczam tych małych cudów, które ujawniają się m.in. w tym że zawsze jeśli ktoś odejdzie z zespołu natychmiastowo „przez przypadek” znajdę nowego człowieka.

Czy nowi członkowie wpływają na kształt muzyki?

Zawsze w jakimś stopniu wpływali i wpływają. Nikt nie gra tak samo. Każdy ma swoją technikę gry i czymś się charakteryzuje.

Macie już na koncie kilka materiałów? Zdaje się, że na przełomie kilku lat wasza muzyka oscylowała od punk rocka po melodyjny progresywny death doom metal?

Nigdy nie wiedziałem co gram i w jaką szufladkę mogę włożyć muzykę Malchusa. Ewolucja jest naturalna. Wpływ na nią ma dojrzewanie muzyczne, polepszenie techniki gry, otwieranie się na inne gatunki i zmiana składu również. Jednak nasza muzyka zawsze była, jest i będzie określana jako mocne brzmienie, ostra muza, to jest to co łączy wszystkie nasze płytki.

Okładki do waszych materiałów oczywiście zdobią obrazy o tematyce religijnej. Kto jest ich autorem?

Artyści :D. No więc po kolei:
Dies Irae: Caspar David Friedrich - „Opactwo w Dąbrowie”
Ecce Homo: Adam Chmielowski - „Ecce Homo”
Discite Omnis Malchus: Jean Fouquet - „Dziewica z Dzieciątkiem”
Didymos: Caravaggio - „Niewierny Tomasz”


Zawsze tytułowaliście swoje materiały w języku łacińskim. Co oznacza słowo „Didymos” i jak należy interpretować ten tytuł?

Didymos akurat wywodzi się z języka greckiego „bliźniak”. Tomasz apostoł nosił taki przydomek. Nazwałem tą płytę tak ponieważ jak większość naszych tekstów nawiązuje do wiary. Tomaszowi akurat tej wiary zabrakło, gdyż musiał dotknąć ran Chrystusa, aby w niego uwierzyć. W dzisiejszych czasach również spotykamy się z takimi postawami, gdzie ludzie chcą doznać „Super Cudu”, wygrać w lotka czy zostać uzdrowionym, aby mieć dowód na to że Bóg jest. Nie każdy dostrzega bądź nie chce dostrzec Boga w codziennym życiu w codziennych „przypadkach”. Wydaje mi się że jeśli ktoś będzie szukał prawdy i miał oczy szeroko otwarte zauważy tą harmonię, „zbiegi okoliczności”, „przypadki”, które moim zdaniem są wolą Bożą.

Śpiewacie po polsku ale czy przez to nie zamykacie się ze swoim przesłaniem na nasz kraj?

Znaczna część tekstów śpiewana jest growlem, co jeszcze bardziej powinno zaciekawić słuchacza i zachęcić go do sięgnięcia po tekst, jeśli jest w ogóle tym zainteresowany. Zupełnie inny odbiór jest jak słuchasz słów inny jak je czytasz. Jest to jakiś mój zamysł. Jeśli przeczytasz coś, zastanowisz się nad tym dwa razy, bądź powtórzysz tą czynność. Czytanie chyba zgłębia Twoje refleksje. Co do osłuchu to wiele pozytywnych opinii dostaliśmy zza granicy na temat płyty oraz „egzotycznego” polskiego języka. Póki co nie mamy problemu z promocją za granicą.

A jaki będzie wasz następny materiał? Macie już jakieś plany z nim związane?

Dość sporo nowego materiału już mamy zrobionego. Na moim komputerze znajduje się kilkanaście utworów demo które są na etapie szkicu. W porównaniu do Didymosa nowe kawałki są o wiele mocniejsze, bardziej dynamiczne i spójne. Płytę mam nadzieje zaczniemy nagrywać na wakacjach bądź na jesieni 2011 roku. Będzie to około 9/10 utworów.

A zatem dzięki za wywiad! Jakie przesłanie niesie MALCHUS?

Dzięki Wielkie. Malchus i jego przesłanie to Dobra Nowina w metalowej oprawie.

Wiadomość z ostatniej chwili... po przeprowadzeniu wywiadu...

Mistrzu, jeszcze jedna sprawa: odwołali koncert 4 sierpnia :/. Straszna porażka, ale Wola Boża :D

... Ten, o którym rozmawialiśmy wcześniej - SELAH i SOLACE THE DAY... no szkoda...


www.malchus.hox.pl

Gnom
stats: nowości [258] recenzje [721] wywiady [99]

Saturday 17 July 2010

Zbaw mnie ode mnie samego

Emil Regis

Zbaw mnie ode mnie samego relacja z koncertu Heada, byłego gitarzysty grupy Korn

Nazwisko Brian Welch wciąż niewiele mówi polskim fanom ciężkiej muzyki. Nieco bardziej rozpoznawalny może być jego pseudonim – „Head”. Zaś jeśli doda się jeszcze, iż „to ten były gitarzysta Korna”, większości powinna już kojarzyć w którym kościele biją dzwony. Właśnie „ten” Brian „Head” Welch pojawił się w warszawskiej Progresji 20 czerwca z okazji (nieco spóźnionej) europejskiej trasy koncertowej promującej jego pierwszą solowa płytę „Save Me from Myself”.

Wytatuowany bez mała wszędzie Head, wyszedł na sceniczne deski około 21 i przez następną godzinę z małym okładem władał niepodzielnie całym klubem. Atmosferę – trzeba przyznać, że skutecznie – przed główną gwiazdą rozgrzewał wrocławski KnoW. Tego wieczoru do Progresji zawitało stosunkowo niewiele osób (jeśli porównać tę ilość z audytorium, które pojawia się na występach Korna), około 300. Przyczynić mógł się do tego również równoległy symfoniczny koncert Serja Tankiana, wokalisty System of a Down, który odbył się w amfiteatrze Parku Sowińskiego. Zgromadzona publika dała jednak solidny popis swoich możliwości i zamanifestowała aprobatę dla twórczości byłego gitarzysty „piątki z Bakersfield”.

Dość krótki występ zespołu Heada naszpikowany był najsilniejszymi pozycjami z wydanej w 2008 roku płyty „Save Me From Myself”: „Re-bel”, „Save Me From Myself”, „Flush”, „Money”, „Die Religion Die” i oczywiście „Adonai” na bis. Pojawiło się też kilka utworów z nadchodzącej, jeszcze nie zatytułowanej, drugiej płyty artysty, np. „Bury Me” i „Torment”. Solowe popisy dali perkusista Dan Johnson i gitarzyści Scott von Heldt i Ralph Patlan, a także sam Brian Welch.

Head jest nie tylko świetnym gitarzystą (znalazł się na 26 miejscu rankingu 100 najlepszych heavymetalowych gitarzystów wszech czasów), ale też bardzo dobrym frontmanem. Umiejętnie dyrygował tłumem i atmosferą koncertu, imponując jednocześnie swoją szczerością i prostotą słów. Żadnego mędrkowania, żadnych „świadectw” – po prostu koncert dla ludzi, którzy wiedzieli na czyj występ przychodzą. Wraz z rozpoczęciem solowej kariery Brian rozpoczął swoją przygodę z muzyką jako wokalista i to właśnie na swoich strunach głosowych bardziej skupiał się podczas koncertu w Warszawie, niż na drutach w gitarze. Trzeba przyznać, że z funkcją wokalisty radzi sobie wcale nieźle, choć jednocześnie oddajmy sprawiedliwość faktom: nu-metalowe wrzaski i melorecytacje wyjątkowo wybitnych umiejętności też nie wymagają.

Intensywny koncert, z żywiołowo reagująca publiczności (kilkukrotnie odśpiewane „Sto lat/Happy Birthday” Welchowi, który dzień wcześniej, 19 czerwca, skończył 40 lat), pokrył się z polską premiera książki Heada, „Zbaw mnie ode mnie samego”. Biografię nawróconego muzyka można było nabyć na koncercie w promocyjnej cenie, z czego olbrzymia część przybyłych chętnie skorzystała. Około pół godziny po występie autor książki pojawił się wraz z całym zespołem przy stoisku z gadżetami i do upadłego podpisywał płyty, bilety, koszulki, książki…

Warszawski koncert Heada nie był tak okazały, jak można było na to liczyć. Żadnej scenografii, spektakularnych momentów (nie licząc polskiej flagi na scenie z napisem „Happy Birthday HEAD from Polish Fans”), co najwyżej poprawne brzmienie i „tylko” 300 osób pod sceną. Kto przyszedł na „show”, mógł się zawieść. Kto jednak przyszedł zobaczyć i posłuchać muzyki człowieka, który w swoim życiu zrobił prawdziwe duchowe „show” (a swoją drogą, który sam wygląda jak niezły freek), ten na pewno wyszedł z warszawskiej Progresji uradowany. Brian był ujmująco szczery i otwarty. To facet, który nie musi i nie chce już robić wkoło siebie sztucznego szumu. Za nim przemawia jego bogate życie i niesamowita historia.

Przypomnijmy, że Head odszedł z jednego z najpopularniejszych zespołów nu-metalowych świata w 2005 roku. Nagrał z Kornem siedem płyt, zarobił miliony, rozbił swoją rodzinę i zafundował sobie depresję, uzależnienie od alkoholu i amfetaminy. Rozstanie ze „złotą kurą” spowodowane było nawróceniem się gitarzysty, który przyjął chrzest w Jordanie i stał się głęboko wierzącym chrześcijaninem. Do dziś wielu jego dawnych przyjaciół uważa, że Brianowi zwyczajnie „odbiło”, a wśród chrześcijan jego nawrócenie uważa się za jedno z najbardziej spektakularnych w historii Hollywoodu i show biznesu.